- W hotelu
- Hotele i spa
Quadrille Conference & Spa w Gdyni - miejsce z wyobraźnią
Poza profesjonalną obsługą nic nie jest tu na poważnie.
Przekraczając próg dawnego pałacu Orłowskiego, który nie jest już ani pałacem, ani żeńską szkołą (którą był w latach 90.), czuję, jakbym nagle zmieniła rozmiar, dokładnie jak Alicja z powieści Lewisa Carrolla. I nie dlatego, że Quadrille jest tak duży – wbrew pozorom to butikowy i bardzo kameralny hotel.
Takie wrażenie robi niezwykły wystrój wnętrz, który przywodzi na myśl najbardziej szalone przygody wspomnianej Alicji. Co prawda, przed wejściem nie widziałam Białego Królika, który sprawdzałby czas na zegarku kieszonkowym, ale i tak bez namysłu otwieram wielkie drzwi i przekraczam próg innego świata.


Wielość kolorów i wzorów przeczy powiedzeniu „im prościej, tym lepiej”. Jest na bogato, ale z gustem i bardzo efektownie. W holu pod nogami szachownica – w drodze do recepcji w myślach rozgrywam partyjkę. Na ścianach lampy przeczą prawom grawitacji – przecieram oczy: czy one naprawdę gną się w moją stronę, witając mnie, czy tylko mi się wydaje? Z obrazów na ścianach łypią na mnie okiem osobliwe postaci. Czy my się już spotkaliśmy? – robię w głowie szybki przegląd filmów i bajek.
Już wiem! Czyżby to bohaterowie „Alicji w Krainie Czarów” w reżyserii Tima Burtona? Prawie zgadłam. Owszem, jest szalony Kapelusznik, ale także postaci niezwiązane z filmem, mimo że go przypominają. Od tych obrazów wszystko się zaczęło. Autorką fotografii, które są ich pierwowzorem, jest Sylwia Makris, artystka urodzona w Gdyni (na stałe mieszkająca w Monachium). Właścicielki Quadrille Conference & Spa zamówiły u niej portrety, zanim jeszcze miały pomysł, by urządzić tu hotel. Wyszło bardzo efektownie – wystylizowane bohaterki sesji wyglądały prawie jak postaci Białej i Czerwonej Królowej. Kiedy w końcu postanowiły otworzyć hotel, od razu wiedziały, że będzie miał wiele wspólnego z krainą czarów, a każdy pokój będzie osobną przygodą.


Wybierając pokój, warto zwrócić uwagę raczej na wystrój niż na wyposażenie (różnice znajdziemy w akcesoriach łazienkowych w apartamentach; reszta, jak minibar, Wi-Fi i telewizja satelitarna + radio, to już oczywisty standard tego hotelu). Bo jeśli mamy ochotę na orientalną, gęstą atmosferę, to różowe wnętrze niczym z landrynkowego snu nie przypadnie nam do gustu. Każdy pokój jest urządzony w inny sposób, naprawdę można znaleźć coś dla siebie.
Damy i króle z karcianej talii – bo tak oznaczone są apartamenty na I i II piętrze, w sumie 8, jak na królewską rodzinę przystało – są bardzo eleganckie i wyrafinowane. I to dosłownie. Ich ściany zdobią tapety od producenta, który dostarcza je brytyjskiej rodzinie królewskiej do pałacu Buckingham. Na ostatnim II piętrze znajdują się jeszcze trzy pokoje – walety – rustykalne, co wymusiły wspaniale zachowane stare belki stropu, ale bardzo nowoczesne i też na swój sposób zwariowane (wspomniane tapety!).
Trafiam do pokoju damy kier, którego klimat przypomina francuski buduar – w salonie stoi pluszowy szezlong, w sypialni wielkie łóżko z pikowanym wezgłowiem zachęca do wcale niekrótkiej drzemki (przygody mogą zmęczyć!). Do tego bardzo przestronna łazienka, przez którą przechodzi się z salonu do sypialni, i cudowny widok. Zresztą jest on wielkim atutem każdego apartamentu – większość okien wychodzi na pałacowy park z zachowanym starodrzewiem i stawem. W dole dostrzegam leżaki ustawione na trawie. Przekładam drzemkę na później i biegnę dalej zwiedzać!




Labiryntem podziemi przechodzę z pałacu do oficyny. Długim korytarzem, który sprawia wrażenie, jakby miał się nigdy nie skończyć (na suficie stoją książki, po chwili orientuję się, że to znowu te szalone tapety!), dochodzę najpierw do strefy wellness. Plusem jest, że nie mijam jej bezpośrednio, łaźnie (sucha i mokra) i dość spory jak na warunki hotelowe basen są dobrze schowane i zapewniają prywatność.
Oficyna, do której po chwili docieram, to już na wskroś nowoczesny budynek z pokojami o typowym współczesnym standardzie i dizajnie. Przygoda pcha mnie więc do ogrodu. Roztacza się stąd piękny widok na Redłowo, nadmorską dzielnicę Gdyni. Świeża bryza dociera do nozdrzy. Po parku spacerują przechodnie – nie tylko hotelowi goście. Quadrille otworzył się na lokalną społeczność, wejść tu może każdy i korzystać z uroków miejsca, a nawet stojących leżaków. Podobnie w barze-kawiarni 10/6 (nazwa pochodzi od szalonego Kapelusznika) mile widziani są mieszkańcy Orłowa – szczególnie na koncertach jazzowych w jesienne wieczory.
Po spacerze, gdy spalone w ruchu kalorie domagają się uzupełnienia, pędzę do Białego Królika, czyli restauracji, która już namieszała na gastronomicznej mapie Trójmiasta. Szef kuchni, Marcin Popielarz, doświadczenie zdobywał w Skandynawii i dobrze wie, co robi się z rybą czy mięsem i sezonowymi warzywami, żeby te nie tylko smakowały, ale też zaskakiwały.
Szybko tu zapominam przykre wakacyjne spotkania z przesmażonym dorszem albo nieświeżą flądrą. Śledź w kurkach z kaszą manną czy miętus z purée z białej marchwi to fine dining w najlepszym wydaniu. Na krótką chwilę widelec zatrzymuje się nad talerzem – strach naruszyć harmonijną i piękną kompozycję, która ląduje przede mną na talerzu. Ale głód zwycięża – podążam za królikiem i tym razem. Na nim wszystko się tu zaczyna i wszystko kończy.
Udogodnienia
- Restauracja
Biały Królik i Pub 10/6 - Quadrille
Spa - Strefa wodna
a°quadrille