werandcountry.pl weranda.pl
Reklama - Kontynuuj czytanie poniżej
  • W podróży

Czerwcówka 2025 w rytmie slow. Gdzie odpocząć bez korków i tłumów?

autor: Agnieszka Kaszuba

Zamiast nerwowego odliczania kilometrów do chorwackiej granicy – leniwe śniadanie z widokiem na jezioro. Zamiast pogoni za atrakcjami – spacery po łąkach, kąpiel w rzece, cisza lasu i ognisko wieczorem. Czerwcówka nie musi być wyścigiem. Może być powrotem do prostych przyjemności. Gdzie pojechać, by naprawdę zwolnić?

W tym roku kalendarz jest łaskawy. Przy dobrym układzie urlopu czerwcówka może trwać nawet dziewięć dni. To wystarczająco dużo, by uciec od miasta, ale niekoniecznie trzeba od razu rezerwować loty. Polska ma wiele miejsc, w których czas płynie wolniej, a przyjemność z podróży nie zależy od ilości odwiedzonych atrakcji. Oto kilka pomysłów na czerwcówkę w stylu slow – z dala od tłumów, blisko natury, lokalnie, prosto i z sercem.

Bieszczady

W czerwcu Bieszczady pachną trawą, młodym lasem i ciszą. 

Bieszczady poza szlakiem

Nie ma tu hałasu miasta ani kolejek na szczyty. W czerwcu Bieszczady pachną trawą, młodym lasem i ciszą. To dobry moment, by zjechać z głównej drogi i zatrzymać się w miejscach, które nie pojawiają się na pocztówkach. Okolice Dwernika, Smolnika i Zatwarnicy wciąż pozostają dzikie i autentyczne. Cerkiew w Smolniku, wpisana na listę UNESCO, stoi samotnie na wzgórzu, jakby czekała na tych, którzy chcą czegoś więcej niż tylko selfie z Połoniny. Ruiny dawnego dworu w Hulskim porastają pokrzywy, a przez bród w Zatwarnicy można przejechać rowerem, by wykąpać się w krystalicznym Sanie. Nad wszystkim czuwa Chatka Socjologa, samotna przystań na Otrycie, z której widać połoniny i pustkę aż po horyzont.

Jeśli zejdziesz z asfaltu i pójdziesz szlakiem nieistniejącej linii kolejowej przez Sokoliki Górskie, wejdziesz w bieszczadzki „wehikuł czasu”. Drewniane podkłady pokryte mchem i stare tabliczki z nazwami przystanków przypominają o tym, że w Bieszczadach nie chodzi o to, żeby być gdzieś szybko – tylko o to, żeby być naprawdę.

Na noc warto zatrzymać się w „Chacie Magoda” w Lutowiskach, gdzie domy z bali pachną drewnem, a właściciele pieką chleb, którego nie da się zapomnieć. Dla tych, którzy szukają większej bliskości z przyrodą, idealna będzie „Baza Ludzi z Mgły” – miejsce na glampingowe namioty rozstawione wśród zarośli i ptasiego śpiewu.

Bieszczadzka kuchnia smakuje prosto i mocno. Pstrągi z lokalnych hodowli podaje się na gorącym kamieniu, pierogi z pokrzywą smakują jak łąka o poranku, a piwo z browaru Ursa Maior to nie tylko napój, ale cała filozofia łącząca smak, lokalność i sztukę etykiety. Na deser najlepiej spróbować miodów z lokalnych pasiek albo serów wędzonych, których nie znajdziesz nigdzie indziej.

Pojezierze Drawskie

Na Pojezierzu Drawskim nie ma zatłoczonych marin, głośnych skuterów wodnych ani parawanów na piasku.

Pojezierze Drawskie w powolnym rytmie

Nie znajdziesz tu zatłoczonych marin, głośnych skuterów wodnych ani parawanów na piasku. W czerwcu Pojezierze Drawskie oddycha spokojnie. Jeziora Drawsko, Lubie i Komorze są tak czyste, że widać dno nawet na kilka metrów, a woda o poranku przypomina szkło. Między wsiami wiją się puste drogi, a nad nimi pachnące łąki i śpiew skowronków. To idealne miejsce na poranny rozruch: kąpiel w jeziorze, świeży chleb z masłem i ziołową herbatę z zebranych dzień wcześniej liści.

Warto wypożyczyć kajak i popłynąć Szlakiem Papieskim na Drawie, rzece, którą znał i kochał Karol Wojtyła. Po drodze spotkać można bobry, czaple siwe i stare śluzy, a pod powierzchnią kryją się sandacze i szczupaki. W lasach ukrywają się bunkry Wału Pomorskiego, a z wieży widokowej w Ińsku rozciąga się panorama na bezkres zieleni i błękitu.

Na noc warto zatrzymać się w „Siedlisku Blanki”. To stary dom z historią, pełen książek, serwetek z koronką i dźwięku skrzypiącej podłogi. W ogrodzie rosną własne warzywa, a na śniadanie dostaniesz domowy dżem i jajka od sąsiadki. Ci, którzy wolą kontakt z wodą, powinni wybrać „Folwark na Półwyspie” – miejsce z własnym pomostem i wieczornymi ogniskami przy szumie trzcin.

Lokalna kuchnia opiera się na rybach: sielawa z rusztu, sandacz w śmietanie, zupa rybna z czosnkiem niedźwiedzim. W Złocieńcu działa „Karczma Stary Młyn”, gdzie wszystko smakuje, jakby gotowała ciocia z dzieciństwa. Sery kozie z pobliskiej serowarni, zioła z łąki i dzika mięta do lemoniady to dodatki, które smakują wakacjami.

W Starym Drawsku, tuż obok ruin zamku Drahim, można kupić sandacza prosto z łodzi. Miejscowy rybak sprzedaje go z wiadra, w którym jeszcze niedawno pływał. To kwintesencja slow life: bez aplikacji, bez rezerwacji, z uśmiechem.

Pogórze Przemyskie

Pogórze Przemyskie to kraina wzgórz, cerkiewek i polnych dróg, które prowadzą donikąd. 

Bajkowe Pogórze Przemyskie

To miejsce, gdzie niebo jest szersze niż gdziekolwiek indziej, a ziemia faluje łagodnie jak kołdra. Pogórze Przemyskie to kraina wzgórz, cerkiewek i polnych dróg, które prowadzą donikąd i to jest w nich najpiękniejsze. Przemyśl w czerwcu pachnie lipą i historią. Warto zejść pod ziemię do dawnych tuneli fortecznych albo wspiąć się na wieżę zegarową i zobaczyć dachy czerwonych kamienic w porannym słońcu.

Ale prawdziwa magia zaczyna się za miastem. Arboretum w Bolestraszycach wygląda jak ogród z innego świata – dzikie ścieżki, egzotyczne rośliny, stawy z nenufarami i drewniane mostki, które prowadzą w nieznane. Kalwaria Pacławska to nie tylko sanktuarium. To też najlepszy punkt widokowy w całym regionie. W ciepły dzień widać z niej aż po ukraińską granicę, a wieczorami na niebie przelatują nietoperze.

Na noc warto zatrzymać się w „Zielonym Ruczaju” w Rybotyczach. To gospodarstwo ekologiczne, w którym wszystko, od chleba po ser, robi się samemu. W domku z widokiem na dolinę Wiaru można zasnąć przy dźwięku świerszczy i obudzić się z zapachem świeżego mleka. Dla bardziej romantycznych – domki „W Drzewach” koło Arłamowa, zawieszone nad ziemią, w których ptaki są najbliższymi sąsiadami.

Smaki Pogórza są proste, ale bogate. Fuczki, czyli placuszki z kiszonej kapusty, podaje się z kwaśną śmietaną i koperkiem. Hreczanyki przypominają nieco kotlety mielone, ale z dodatkiem kaszy i przypraw korzennych. W Piwnicy pod Niedźwiadkiem w Przemyślu można zjeść tradycyjny żur i napić się wina z pobliskiej Winnicy Widokowej – położonej na stromym zboczu, gdzie rosną lokalne szczepy winorośli.

Przy odrobinie szczęścia trafisz też na cerkiewne odpusty, gdzie kobiety w chustkach sprzedają nalewki z derenia i pierogi z jagodami. To nie są wydarzenia dla turystów. To życie, które po prostu się toczy.

Beskid Niski/Wysowa

W Beskidzie Niskim warto się zatrzymać i po prostu nic nie robić, tylko podziwiać naturę. 

Leczniczy Beskid Niski i Wysowa-Zdrój

Wysowa-Zdrój nie ma w sobie nic z modnego kurortu. Jest jak stara akwarela: lekko wyblakła, subtelna, wzruszająca. Drewniane wille pamiętają jeszcze Austro-Węgry, a cerkwie z cebulastymi kopułkami wyglądają jakby przeniesiono je tu z książki dla dzieci. Park zdrojowy pachnie lipą i żywicą, a jego alejki są idealne na powolny spacer: w jednym ręku woda „Franciszek”, w drugim laska czarnego bzu.

Tu warto się zatrzymać, by nic nie robić. Leżeć w hamaku, zbierać pokrzywy do zupy, rozmawiać z gospodynią o przepisie na proziaki. Magurski Park Narodowy rozciąga się na wyciągnięcie ręki. To miejsce, gdzie spotkać można wilka albo rysia, jeśli ma się cierpliwość i szczęście.

Na noc najlepiej zatrzymać się w „Chyży Hani”, drewnianej chacie z piecem kaflowym i ziołami suszącymi się pod sufitem. Alternatywą może być „Gościnna Chata”, gdzie śniadania smakują jak u babci, a gospodyni robi własne herbaty z dzikiej róży i mięty.

W kuchni królują hreczanyki, kiszka ziemniaczana i kwaśnica z grzybami. Zioła zbiera się rano, pieczywo piecze wieczorem, a piwo pije tylko domowe – albo wytwarzane w mikrobrowarze w Nowicy. Czerwcowy hitem są marynowane rydze – przysmak tak lokalny, że podaje się go tylko w Wysowej i tylko tym, którzy wiedzą, o co zapytać.

Roztocze

Po Roztoczu najlepiej poruszać się rowerem, a szlak Green Velo prowadzi przez wioski, w których czas stanął.

Rowerem i na piechotę przez Roztocze Środkowe

Roztocze to opowieść o spokoju. Fale pól, piaszczyste ścieżki, łąki pełne dzwonków i bocianów. W Zwierzyńcu warto zacząć dzień od kawy na rynku, a potem ruszyć nad stawy Echo, kąpielisko z pomostami, drewnianymi ławkami i najczystszą wodą w regionie. W okolicach Józefowa kamieniołomy przypominają pejzaże z Grecji, a ciche lasy dają schronienie nawet w upale.

Najlepiej poruszać się tu rowerem. Szlak Green Velo prowadzi przez wioski, w których czas stanął. Kościół „na wodzie” w Zwierzyńcu jest architektoniczną perełką zbudowany wprost na stawie. A Browar Zwierzyniec, działający od XIX wieku, wciąż warzy piwo, które smakuje słońcem i sianem.

Na noc najlepiej zatrzymać się w „Domku na Skraju” w Obroczy – drewnianym domu z dala od cywilizacji, gdzie lisy podchodzą pod płot. W Zwierzyńcu działa też „Modrzewiowy Dwór”, stylowy pensjonat w dworkowym klimacie z regionalnym jedzeniem.

Tutejsza kuchnia to kartoflanka z boczkiem, szczawiowa z jajkiem, placki ziemniaczane z sosem z kurek. Miód, który można kupić na każdym targu, pochodzi z lipowych alei. A koniki polskie, półdzikie konie pasące się w rezerwacie, to symbol Roztocza i znak, że czasem warto zejść z drogi, by zobaczyć coś prawdziwego.

Fot. Shutterstock

Zostań z nami

Bądź na bieżąco