- W podróży
- W podróży
Na ferie bez stresu – jak i gdzie się ubezpieczyć
Sporty zimowe oprócz tego, że są bardzo przyjemne, są też ryzykowne. Dlatego na ubezpieczeniu nie warto oszczędzać. Jakie, gdzie i za ile wykupić?
Zacznijmy od ochrony, jaką zapewnia EKUZ, czyli Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego. Uprawnia ona do bezpłatnego leczenia w całej Europie na podobnych zasadach, na jakich leczymy się w Polsce (wymagane jest ubezpieczenie w NFZ). Ale wyjazd tylko z kartą EKUZ to zdecydowanie za mało. Uprawnia ona jedynie do leczenia w placówkach publicznych i nie pokrywa kosztów ewentualnego transportu do Polski. Poza tym zapewnia tylko te świadczenia, z których mogą korzystać obywatele kraju, w którym przebywamy. Ich zakres może być uboższy od tego, co otrzymujemy w Polsce. Na przykład w Austrii z własnej kieszeni trzeba pokryć koszty ratownictwa górskiego. W wielu górskich kurortach przyjmują tylko lekarze prywatni, a więc wizyty u nich nie pokryjemy z EKUZ. Na czas narciarskiego szaleństwa warto więc poszukać dodatkowego ubezpieczenia. Chodzi o NNW, czyli polisę od następstw nieszczęśliwych wypadków. Ale polisa polisie nierówna.
Różne oferty chronią w różnym stopniu
Dlatego powiedzmy agentowi wprost, że wybieramy się na narty. Zakres takiej polisy musi być rozszerzony o ryzyko amatorskiego uprawiania sportów (narciarstwo, snowboard, łyżwiarstwo) bądź uprawiania sportów ekstremalnych (np. narciarstwo poza wyznaczonymi trasami). Ubezpieczenie powinno uwzględniać odszkodowanie za wypadek, czyli formę zadośćuczynienia, i pokryć koszty leczenia, hospitalizacji oraz transportu medycznego. To, przed czym chroni polisa, a przed czym nie, znajdziemy w OWU (ogólnych warunkach ubezpieczenia), które musi nam przekazać ubezpieczyciel.
Kolejną sprawą jest tzw. suma ubezpieczenia, czyli kwota, na jaką jesteśmy ubezpieczeni. I tu rada: lepiej na niej nie oszczędzać. Tygodniowa polisa za kilkanaście złotych, obejmująca zdarzenia w krajach Unii Europejskiej, ubezpieczy nas na 30-40 tys. zł kosztów leczenia, ok. 30 tys. zł transportu medycznego i ok. 15 tys. zł od następstw nieszczęśliwych wypadków. Za mniej więcej 30 zł dostaniemy polisę na 80 tys. zł kosztów leczenia i 50 tys. zł kosztów transportu. Eksperci podpowiadają, by jadąc na narty za granicę, ubezpieczyć się na co najmniej 100-120 tys. zł kosztów leczenia i transportu. Ale tylko wtedy, gdy wybieramy się na narty do krajów Unii Europejskiej. Poza nią suma ubezpieczenia powinna być dwa razy wyższa.
Nie poprzestań na ubezpieczeniu zdrowia
Większość Polaków do narciarskich kurortów jeździ samochodem. Podróż do popularnej Austrii to blisko tysiąc kilometrów. Stłuczka, usterka – takie zdarzenia mogą zepsuć wypoczynek, zanim się rozpocznie. Ale przed tym można i warto się zabezpieczyć. Służy do tego assistance. Niestety większość firm oferuje ubezpieczenie komunikacyjne na rok i tylko przy zakupie pakietu OC i AC. Jeśli przed wyjazdem akurat nie przedłużaliśmy polisy, wybór dodatkowej ochrony będzie ograniczony. Elastyczna jest np. Axa Direct. W tej firmie można wykupić assistance w dowolnym momencie: na tydzień, 15 czy 30 dni lub rok.
Można wybrać ubezpieczenie chroniące tylko na terenie Polski lub w całej Europie. Cena pakietu zależy od zakresu jego ochrony. Weźmy pod lupę pakiet Polska + Europa na 15 dni. Mamy do wyboru pakiet ekonomiczny za 59 zł, standardowy za 99 zł i premium za 175 zł. Podstawową i często kojarzoną z assistance usługą jest holowanie. Jeśli auto się zepsuje, najtańszy pakiet gwarantuje holowanie do 100 km. W pakiecie standardowym mamy o 50 km więcej, a w premium nawet 350 km w razie wypadku i 250 km w przypadku awarii samochodu. W najdroższych pakietach (za co najmniej 400 zł), sprzedawanych razem z OC i AC, limit holowania może wynosić 1 tys. km, a nawet możemy wcale nie mieć limitu.
Krótkoterminowe ubezpieczenie assistance oferuje też Warta, ale razem z polisą turystyczną (NNW). Ubezpieczenie o nazwie Podróżnik 15 (chroni 15 dni) kosztuje 89 zł. Assistance tylko na czas wakacji można też znaleźć w Link4 i Generali. Holowanie to jednak ostateczność. Mechanik będzie próbował naprawić auto w miejscu awarii: wymienić przebitą oponę czy rozładowany akumulator, otworzyć zamrożony zamek czy dowieźć paliwo. Dopiero gdy dalsza podróż będzie niemożliwa, auto zostanie odholowane. Z assistance w ręku – nawet w wypadku poważnej awarii – nie będziecie musieli rezygnować z wyjazdu. Jeśli nie poskąpicie grosza na ubezpieczenie, możecie liczyć np. na pojazd zastępczy. Na jak długo? Zwykle od 2 do nawet 30 dni, to zależy od rodzaju pakietu. Zamiast auta zastępczego firma ubezpieczeniowa może zorganizować nocleg na czas naprawy i pokryć jego koszty dla ubezpieczonego i pasażerów.