werandcountry.pl weranda.pl
Reklama - Kontynuuj czytanie poniżej
  • W podróży

Angkor Wat. Największy zabytek religijny świata i perła Kambodży

autor: Tomasz Nowak

Angkor Wat to świątynny kompleks w Kambodży, który jest największym zabytkiem religijnym świata. Imperium, które go wybudowało istniało zaledwie cztery wieki. Gdy zniknęło, kompleks popadł w zapomnienie, a budowle wchłonęła dżungla. Dziś można go dotknąć, poznać historię i jednocześnie doznać nieprawdopodobnej dawki egzotyki. Tony Halik też tam był!

Im dłużej podróżowaliśmy po Kambodży tym bardziej byliśmy pewni, że przepisy drogowe w tym kraju nie istnieją. W szczególne zdumienie wprawiały nas skutery, które potrafiły przewieźć pięcioosobową rodzinę, materiały na budowę domu, słomę ryżową z oddalonego pola, warzywa na targ, a nawet kilka żywych prosiąt, które leżąc na plecach ze zdumieniem patrzyły w niebo i chrumkały zadowolone. Naszą opinię potwierdził Mr. Musa Sokchea, który najpierw stwierdził, że na drogach trzeba uważać, bo kierowcy nie znają zasad ruchu, by chwilę później wjechać na ruchliwą jezdnię „pod prąd”, przejechać kilkaset metrów poszerzonym poboczem i skręcić w prawo z ułańską fantazją przecinając wszystkie pasy – płynnie wciskając się między pędzące skutery, samochody i tuk tuki. Musa Sokchea był kierowcą tuk tuka, którego wynajęliśmy, aby przez trzy dni oprowadzał nas po kompleksie świątyń w okolicy Siĕm Réab. Najbardziej znana z nich to monumentalna Angkor Wat.

Mimo swobodnego podejścia do zasad przemieszczania się po drogach swojego państwa, Musa był świadom zagrożeń. Zwalniał na wszystkich skrzyżowaniach, trąbił, gdy się do nich zbliżał, włączał kierunkowskazy, ale jednocześnie pokazywał kierunek ręką – wprowadzał zasadę ograniczonego zaufania do innych użytkowników dróg na poziom zupełnie u nas nieznany. Kierowcy w Kambodży nie mają innego wyjścia, bowiem prawie nie ma tu znaków drogowych. Mało jest także dróg, jakie znamy z Europy. Owszem, główne są utwardzone asfaltem, ale przeważająca większość to dukty pokryte czerwoną glinką, która podrywana przez opony pojazdów barwi ubrania i obowiązkowe maseczki przeciwpyłowe, bez których nasze płuca wypełniłyby się kurzem.

Świątynie Angkor
Świątynie Angkor
Świątynie Angkor
Świątynie Angkor
Świątynie Angkor to monumentalne zabytki imperium Khmerów w otoczeniu dżungli.

Gdzie ta Kambodża?

Królestwo Kambodży to państwo w południowo-wschodniej Azji, na Półwyspie Indochińskim, nad Zatoką Tajlandzką. Graniczy od zachodu i północy z Tajlandią, od północy z Laosem, a od wschodu z Wietnamem. Zajmuje 181 tys km², a zamieszkuje ją około 17 mln osób, z czego większość stanowią etniczni Khmerzy. Jej stolicą i najludniejszym miastem jest Phnom Penh, kolejne pod względem wielkości są Siĕm Réab i Battambang. Władcą państwa jest król Norodom Sihamoni.

Walutą obowiązującą w kraju jest riel kambodżański. Tyle, że nie jest to jedyna waluta. Na równych prawach posługujemy się dolarem amerykańskim. Płacimy jedną z walut, albo obiema na raz – to bez znaczenia – Khmerowie znakomicie przeliczają kurs w obie strony. Mieszając nominały liczą około 4000 rieli za jednego dolara.

Kambodża jest w większości swego terytorium krajem równinnym. Przepływa przez nią rzeka Mekong, która rozlewa się w jezioro Tonlé Sap – największe jezioro Azji Południowo-Wschodniej. Centralna równina oraz delta otoczone są pasmami górskimi. Otaczają ją Góry Kardamonowe (z najwyższym szczytem kraju – Phnum Aôral 1813 m n.p.m.) i Góry Słonia od południowego zachodu oraz Góry Dangrek od północy.

W Kambodży panuje klimat zwrotnikowy monsunowy z wyraźnym podziałem na dwie główne pory roku: suchą i deszczową. Oznacza to, że najlepszy okres na podróż to nasza zima – od początku listopada do połowy marca, no, chyba, że ktoś lubi zmoknąć, to wówczas powinien rozważyć miesiące od połowy maja do połowy października.

Turyści lubią to!

Najważniejszym zabytkiem Kambodży jest zespół świątynny Angkor Wat, które leży 5,5 km na północ od miasta Siĕm Réab. Pierwotnie została wzniesiona jako świątynia hinduistyczna poświęcona bogu Wisznu przez króla Surjawarmana II w XII wieku. Pod koniec stulecia stopniowo przekształcono ją w świątynię buddyjską. Od czasu założenia nieprzerwanie pozostaje znaczącym centrum religijnym i stanowi szczytowe osiągnięcie klasycznego stylu architektury khmerskiej. Świątynię podziwia się za wielkość i harmonię architektury oraz rozległe płaskorzeźby zdobiące jej ściany. Angkor Watstała się symbolem Kambodży, została umieszczona na fladze narodowej i jest główną atrakcją kraju, dla którego turystyka jest jednym z najważniejszych sektorów gospodarki.

Do 2019 r. ta dziedzina gospodarki miała się świetnie, a liczba turystów odwiedzających kraj systematycznie rosła, by przekroczyć 6,6 mln. Później przyszedł COVID-19 i nastąpiło załamanie koniunktury. W 2021 r. do Kambodży przyjechało mniej niż 200 tys. osób. Na szczęście kryzys minął, a turyści powracają. W 2023 było już ich ponad 4,9 mln, a w 2024 bezprecedensowe 6,7 mln, co stanowi wzrost o 26,9 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Jak zauważył nasz kierowca Musa Sokchea „nadal mało jest Chińczyków”. Przyczyną tego wzrostu była stabilność polityczna i niesamowita atrakcyjność kraju. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że dla Europejczyków czy Amerykanów Kambodża jest bardzo tanią destynacją.

Wioska rybacka nad jeziorem Tonlé Sap
Wioska rybacka nad jeziorem Tonlé Sap
Rybacka wioska na palach i domy unoszące się nad wodą jeziora Tonlé Sap.

Świątynie porośnięte dżunglą

Aby zwiedzić kompleks świątynny ukryty w dżunglach Kambodży trzeba dotrzeć do miasta Siĕm Réab. Można dolecieć tam z Warszawy (lot trwa prawie dobę z dwoma przesiadkami). Można też wykorzystać pobyt w Indochinach, aby urządzić sobie wycieczkę, np. z Tajlandii. Na miejscu wystarczy wynająć tuk tuka z przewodnikiem (70–75 dol. za 3 dni), który pokaże nam najatrakcyjniejsze z dziesiątek świątyń kompleksu. My uznaliśmy, że to lepsze rozwiązanie niż zwiedzanie ze zorganizowaną grupą autobusem czy samodzielne: rowerem, skuterem lub na grzbiecie słonia. Choć podobno przejażdżka na słoniu w cieniu wiekowych drzew zupełnie zmienia perspektywę.

Na zwiedzanie kompleksu musimy przeznaczyć chociaż trzy dni (koszt biletu 62 dol.). Przyjazd na jeden dzień naprawdę nie ma sensu.

Jeśli prognoza pogody na to pozwoli, pierwszego dnia przewodnik odbierze nas z hotelu co najmniej godzinę przed wschodem słońca. Przewiezie przez śpiące Siĕm Réab, byśmy mogli zobaczyć wschód słońca nad Angkor Wat, która jest zaledwie pierwszą, za to największą świątynią kompleksu.

Na miejscu znaleźliśmy się w najciemniejszych godzinach nocy, tuż przed świtem. Ponieważ kompleks nie jest oświetlony, w resztki dżungli wkraczamy razem z tłumem zdezorientowanych turystów. Wszyscy zmierzamy w jednym kierunku. Wokół słychać przytłumione rozmowy we wszystkich językach świata i odgłosy budzącej się przyrody. Słychać nawoływania małp, krzyki nieznanych ptaków i zwierząt. Czasem błyśnie latarka telefonu turysty, który całkiem zgubił się w ruinach. Kierujemy się w tym samym kierunku, co ludzkie głosy. Wszystko to jest bardzo niepokojące dla Europejczyka nienawykłego do dźwięków pochodzących z nieznanego lasu.

Księga Rekordów Guinnessa uznała Angkor Wat za największy zabytek religijny na świecie. Zajmuje aż 162,6 ha. Otacza ją fosa o długości ponad 5 km i mur zewnętrzny długi na 3,6 km. Jednym z największych skarbów Angkor Wat jest “kamienny arras” – gigantyczna, mierząca ponad 900 m, wykonana z niezwykłą precyzją płaskorzeźba, na której ponad 20 tysięcy realistycznych postaci prezentuje sceny z eposów indyjskich, a także sceny z życia dworu. Warto zwrócić uwagę fragment będący jednym z najważniejszych dzieł sztuki Khmerów, na którym bogowie i demony wspólnie ubijają Ocean Mleka, w celu uzyskania z niego amrity, eliksiru nieśmiertelnego życia.

Angkor Wat leży w kompleksie ostatniej stolicy imperium khmerskiego. Zbudował ją w końcu XII w. król Dżajawarman VII. Miasto zostało zbudowane na planie idealnego kwadratu, a w jego centrum znajduje się świątynia Bajon. W XIV wieku, gdy osiągnęło szczyt swojej świetności, liczyło ponad milion mieszkańców. Oznacza to, że w tym okresie było bardziej ludne niż Londyn i Paryż razem wzięte. Dziś drewniane domy uległy zniszczeniu, a pozostałe wiekowe budynki dosłownie oplotła dżungla, otaczając zmurszałe kamienne mury korzeniami wiekowych drzew, po których biegają małpy.

Gdy patrzymy na monumentalność i ogrom zabytku, najbardziej może nas zaskoczyć, że świetność imperium khmerskiego trwała zaledwie cztery wieki. Niestety, na wojny, których było zbyt wiele, nałożyła się utrata kontroli nad systemem melioracyjnym. Wkrótce zabrakło wody, uprawy wyschły, a w mieście zagościł głód. Do ostatecznego upadku przyczynili się Tajowie, którzy złupili Angkor Thom w 1431 r. Tętniąca życiem stolica została porzucona i popadła w ruinę. Mieszkańcy odeszli. Zastąpiła ich dżungla, która porosła zabudowania, pokrywając mury grubym kobiercem gnijących liści i gałęzi. Ludzie zapomnieli o jej istnieniu. Gdy w 1609 przybyli tam pierwsi Europejczycy, zamieszkiwało w nim zaledwie kilku żyjących samotnie mnichów buddyjskich.

Część świątyń znajduje się poza murami miasta i to do nich właśnie najtrudniej jest trafić. Tu pomoc przewodnika przyda się najbardziej. Gdy poprosimy go o jeszcze odrobinę atrakcji, zapewne zawiezie nas do rybackiej wioski na palach usytuowanej nad jeziorem Tonlé Sap.

Kambodża targ

Przydrożny targ w Kambodży, gdzie w cieniu tropikalnych drzew sprzedawcy oferują owoce, przyprawy i lokalne specjały.

Czasem domy są pod niebem

Gdy płyniemy łodzią po żółtawej, błotnistej wodzie jeziora w porze suchej, stojące na brzegu domy rybaków górują nad nami jak drapacze chmur na Manhattanie. Sytuacja zmienia się w porze mokrej, gdy jezioro rośnie z 2,5 tys. km² do ok. 15 tys. km². Poziom wody podnosi się wtedy nawet o kilkanaście metrów i z łatwością możemy przybić do rozłożystych werand domów jak do zacisznej przystani.

Gdy wypłyniemy z wioski na palach na szerokie wody jeziora, zobaczymy pracę rybaków. Jezioro jest jednym z najbardziej zasobnych w ryby słodkowodne akwenów na świecie. Roczne połowy wynoszą 170–210 tys. ton. Przy odrobinie szczęścia podczas spaceru łodzią możemy zaobserwować dziko żyjącego krokodyla syjamskiego czy spławiające się pangazy – jedne z największych słodkowodnych roślinożernych ryb świata, które osiągają 3 m długości przy wadze 300 kg. Po jeziorze poruszają się barki mieszkalne, a także pływające restauracje, które serwują ryby, ale możemy tam także skosztować smakowicie przypieczoną łapę krokodyla z warzywami i ryżem.

Obcowanie z zabytkami w palącym, tropikalnym słońcu jest wyczerpujące. Po powrocie do Siĕm Réab możemy zjeść kolejny smaczny posiłek w którejś z restauracyjek, barów albo bezpośrednio na ulicy. Z noclegiem też nie będzie problemu. Siĕm Réab oferuje kilkaset obiektów noclegowych o każdym standardzie. W najtańszych para spędzi trzy noce już za 60 zł, by w najdroższych zapłacić ponad 7000 zł.

Fot. T. Nowak