- W podróży
- Świat
48 h w Bangkoku: jak je dobrze wykorzystać
- Tajlandia
- Bangkok-Suvarnabhumi
- Tajski, syjamski
- Baht (BHT)
Zakochałam się w Bangkoku. Od pierwszego wejrzenia. Miałam w nim spędzić dwa dni, zostałam tydzień. A mogłabym i miesiąc. To ogromne megalopolis żyje 24 godziny na dobę. I o dziwo jest nader przyjazne. Dla mieszkańców i turystów. Co tam robić? Co zobaczyć? Co zjeść? Gdzie przenocować?
Jadąc z lotniska do centrum mijam kilometry aglomeracji Bangkoku. Mam wrażenie, że znalazłam się
w dżungli. Tyle, że betonowej. Wokół rosną wieżowce niczym potężne drzewa, plączą się liany szerokopasmowych autostrad, ryczą ukryte pod maską pojazdów motory, brzęczą natrętne klaksony. Na wysokich estakadach poprowadzone są autostrady i linie szybkiej kolejki naziemnej. Pod ulicami metro wozi miliony pasażerów. Między sklepami najlepszych światowych marek i eleganckimi restauracjami spaceruje modnie ubrana młodzież, spieszą się biznesmeni w garniturach i perfekcyjnie umalowane kobiety.
Nikt nie wie ile dokładnie osób mieszka w Bangkoku, bo liczba mieszkańców zmienia się podobno z dnia na dzień. Szacuje się, że ponad 8 mln. Tak ogromne miasto jest w Tajlandii tylko jedno. To państwo w państwie: politycznie, administracyjnie, ekonomicznie, kulturalnie. I oczywiście kulinarnie.
Co robić w Bangkoku: przepłyń się łodzią
Bangkok został stolicą Tajlandii w II połowie XVIII w. gdy kraj zwany był Syjamem. Od tego momentu miasto nieustannie rozrasta się w zakolach rzeki Chao Phraya i jej licznych odnóg. Początkowo poruszano się po nich łodziami. W końcu XIX w. powstały w Bangkoku mosty i drogi. Dzisiaj po rzece i kanałach pływają promy i szybkie łodzie motorowe wspomagając miejski transport. Dawne długie łodzie
z podniesionymi dziobami są głównie atrakcją turystyczną.
Już pierwszego dnia wsiadam do łodzi, na pierwszym lepszym kanale. Nie wiem dokąd płynę, ale niespecjalnie się tym przejmuję. Po prostu chłonę atmosferę miasta, przyglądam się pasażerom, którzy wsiadają do łodzi obładowani zakupami, jedni w garniturach, inni w luźnych bawełnianych koszulach. Kobiety w tradycyjnych sari albo obcisłych garsonkach.
Bangkok to mieszanka tradycji i nowoczesności. Po godzinie zdaję sobie sprawę, że jestem na rogatkach miasta. Łódź płynie dalej obsługując rozległe slumsy. Wysiadam, żeby zdążyć wrócić do centrum. Ale okazuje się, że kursu w tym kierunku już nie będzie. Zagaduję jakiegoś człowieka, tłumaczy mi gdzie znajdę przystanek autobusowy. I już po chwili siedzę w pojeździe o bardzo wysokim zawieszeniu i jadę wśród nowoczesnych, przeszklonych budynków, rzęsiście oświetlonych ulic pełnych samochodów, riksz, autobusów. Po pół godzinie jestem znowu w samym centrum.
Co zobaczyć w Bangkoku: świątynie
W starej części miasta znajduje się większość z 400 świątyń stolicy. Z tego też powodu Bangkok zwany jest złotym miastem. Dwie najbardziej znane: Wat Arunratchawararam (Świątynia Zmierzchu) i Wat Pho (świątynia leżącego Buddy), stoją niemal naprzeciwko siebie, po dwóch stronach Chao Phraya. Większość turystów ogląda monumentalną Wat Arun z pokładu długich drewnianych łodzi. Ci którzy decydują się na wizytę w świątyni z początku XIX w. wspinają się po stopniach gigantycznej stupy liczącej
67 metrów wysokości i 234 metry szerokości.
W Wat Pho, zbudowanej w 1781.r., znajduje się jeden z największych w kraju posągów Buddy. Leży sobie ten wielkolud liczący 43 metry długości i 15 metrów wysokości na prawym boku. I niemal cały pokryty jest złotem. Tylko podeszwy stóp ozdobione ma masą perłową.
Wat Pho to wielki kompleks większych i mniejszych dziedzińców, ołtarzy, cel dla mnichów, chińskich pagód, bibliotek. Niesamowite wrażenie robi na mnie 91 stup rozsianych wokół świątyni. Pokryte są ceramicznymi kwiatami i kaflami ułożonymi w geometryczne wzory przypominające arabeski. Wat Pho jest też znanym centrum tajskiego masażu. Mnisi masują zarówno tajskich polityków, biznesmenów, policjantów jak i backpackersów.
Późnym popołudniem trafiam na Złotą Górę – liczące 80 metrów wysokości wzniesienie na granicy starego i nowego Bangkoku. Na szczycie stoi pomalowana na złoto stupa. Na górę wiodą kręte schody, biegnące pod konarami świętych drzew, między bambusami, obok małych świątynek i posążków.
Z góry rozpościera się fantastyczny widok na miasto.
Wieczorem odkrywam, że na tyłach mojego hostelu, jest pełna ludzi świątynia. Mnóstwo też stoisk
z jedzeniem i odpustowymi drobiazgami. Można kupić klatkę z ptakami i wypuścić je na wolność.
W centrum kompleksu stoi wysoki złoty Budda. Mnisi w złotych szatach przyjmują ofiary i intencje,
w jakich mają się modlić, wypisane na złotych szarfach. Brzęczą młynki modlitewne, dzwonią dzwonki
a pakowane w tutki z papieru prażone koniki polne, żuczki, chrząszcze, larwy, karaluchy i karaczany chrupią między zębami jak czipsy.
Co jeść w Bangkoku: street food!
Późnym wieczorem jadę do China Town, które słynie z owoców morza. To jedno z lepszych miejsc w mieście, żeby coś zjeść. Na ulicach stoją gastronomiczne stoiska i stoliki. Między nimi jeżdżą samochody, krążą tłumy ludzi, zaglądając tym, którzy już siedzą, do talerzy. Najwięcej osób oblega miejsca, w których przygotowuje się jedzenie na bieżąco, np. satay, czyli mikro-szaszłyk z mięsa czy grillowane kurze łapki na patyku.
Po kolacji kupuję, pierwszy raz w życiu, duriana – uchodzącego w Azji za króla owoców. Tajowie podchodzą do stoiska, z nabożeństwem oglądają owoce, wąchają, pokazują, który kawałek chcą kupić. Sprzedawczyni odkrawa i dla mnie delikatny żółty miąższ. Próbuję i … smakuje okropnie, jak przejrzała cebula! Jest jednocześnie słodki, mdły i jakby słony. Zupełnie nieowocowy, a już na pewno nie pyszny.
Innym miejscem, które musicie koniecznie odwiedzić jest weekendowy pływający targ z jedzeniem Taling Chan. Na długich wąskich łodziach sprzedawcy pichcą smakowite potrawy. Każda łódź ma wąską specjalizację: jedna sprzedaje zupy, druga ryby z grilla, trzecia satay. Są też sałatki, desery, krojone owoce.
I mnóstwo innych rzeczy, których charakteru nie potrafię ustalić. Ale wszystko bardzo smaczne.
Na targu Taling Chan każda łódź ma specjalizację: jedna sprzedaje zupy, druga ryby z grilla, trzecia satay. Są też sałatki, desery, owoce.
Dieta w Bangkoku to kiepski pomysł. Je się tu o każdej porze dnia i nocy i na każdym rogu ulicy. Wszędzie ktoś coś kroi, szatkuje, smaży, gotuje, grilluje. Na chodnikach rozkładają się kramy z jajkami na twardo, owocami, paskami suszonego mięsa, świeżo wyciskanymi sokami, sorbetami z owoców. Czasami na tym samym stoisku rano osoba sprzedaje smażone w cieście banany, w południe pojawia się sprzedawca zup, a wieczorem rozstawia się mięsny grill.
Ale niemal wszędzie można zjeść zupę-symbol Tajlandii – tom yum kung. Jest czerwona od pomidorów i chili, pływają w niej duże kawałki kalmarów, ośmiornic i całe krewetki. A także pokrojone szalotki i grzyby straw. Ma bardzo wyraźny mandarynkowy smak. W wywarze są kawałki trawy cytrynowej, imbiru, liście limonki kafir, korzeń galangal i kolendry. Ostre i kwaśne smaki łagodzą dodawane do zupy cukier i mleko kokosowe. Każdy Taj i Tajka przyrządzają tom jum kung nieco inaczej. Ale zawsze towarzyszy jej miseczka ryżu, baza tutejszej kuchni.
Kleisty ryż gotowany na słodko, zawinięty w liście bananowca je się na śniadanie. W ciągu dnia i wieczorem ryż smażony z mięsem, warzywami, kawałkami ryb, owoców morza, z jajkiem. Do takiego dania podawane są rozmaite zielone, tylko umyte, liście, łodygi i pędy. Moim faworytem są sałatki
z cienko krojonego, zielonego mango lub papai, przyprawione chili, posypane pokruszonymi orzeszkami arachidowymi. I ta z przezroczystego makaronu wymieszanego ze zblanszowanymi kawałkami owoców morza. I… właściwie wszystko mi tu smakuje! Także napoje. Kawa podawana
z gęstym skondensowanym mlekiem lanym do małej szklanki na przemian z esencją. I bardzo orzeźwiająca mrożona herbata o intensywnym pomarańczowym kolorze. Smak ma tak wyraźny, że staje się dla mnie symbolem Bangkoku. I całej Tajlandii.
Gdzie spać w Bangkoku:
- Phranakorn Nornlen Hotel
Prowadzony przez rodzinę Tajów, położony nieco na uboczu Starego Miasta, ale dość blisko lubianej przez backpackerów Khaosan Road. Wnętrze urządzone z wielkim smakiem, inspirowane tradycyjną tajską architekturą i tajskim stylem życia.
46 Soi Thewet 1, Krungkasem Rd. Bangkhunprom - Guest House Tavee
Prowadzony przez rodzinę pensjonat z pokojami ze wspólnymi, bardzo czystymi łazienkami. Drewniane podłogi, wewnętrzne patio z fontanną, komputer z dostępem do internetu i wi-fi.
46 Soi Thewet 1, Krungkasem Rd. Bangkhunprom
Gdzie jeść w Bangkoku:
Przede wszystkim na ulicy. To jedno z najciekawszych kulinarnych doświadczeń na świecie.
- Chinatown, Yaowarat Road, handlowa ulica, na której sprzedawane są produkty przywożone z Chin. Wieczorem ulica zamienia się w kulinarny raj. Na setkach obwoźnych stoisk można zjeść dania chińskie i tajskie. Najlepsze miejsce w Bangkoku do próbowania owoców morza.
- Taling Chan (dojazd autobusami 79, 83, można też dopłynąć wynajętą długą łodzią) - jeden
z ostatnich oryginalnych pływających targów. - Khaosan Road – miejsce gdzie dawniej handlowano ryżem, a dziś najmodniejsza ulica wśród turystów, liczne stoiska z egzotycznymi owocami, bary, punkty gastronomiczne.
Gdzie na zakupy w Bangkoku:
- Tradycyjne pamiątki (posągi Buddy i innych bóstw, biżuterię torby, szale) kupić można na targu Maharaj. Fascynująca jest wizyta na targu amuletów np. w pobliżu Złotego Wzgórza.
- Polecam też Tewes Market – targ z kwiatami i roślinami.
- Chatuchak Weekend Market jest największym w Tajlandii targiem, na którym wystawia się ponad
8 tys. sklepików ze wszystkich regionów kraju. Targ podzielony jest na 27 sektorów, w których znajdziecie ubrania, rośliny, zwierzęta, wyroby rzemieślnicze, antyki, meble, jedzenie. - W okolicy Pratunam znajdziecie mnóstwo ulicznych stoisk z ubraniami i obuwiem. Tutaj też znajduje się Pantip Plaza – centrum handlowe ze sprzętem elektronicznym.
- Siam Square – wielkie centrum handlowe z setkami sklepów, przede wszystkim z ubraniami.
Bangkok nocą:
- Silom Road ulica zwana Wallstreet Bangkoku. Znajdują się tu wielkie domy towarowe, małe sklepiki i rozkładane wieczorem stoiska z towarem wszelkiej maści i rodzaju.
- Patpong – dzielnica czerwonych latarni słynąca z wielkiej ilości barów, dyskotek i klubów go-go.