- Na zakupach
- Inne
Kraków: galeria z rysunkami
Rysunki Reni Loj urzekają zarówno dzieci, jak i dorosłych. Odwiedzając jej pracownię-sklep przy ul. Józefa w Krakowie, przekraczamy próg innego, magicznego świata.
Galeria Lookarna jest niewiele szersza niż drzwi, przez które się do niej wchodzi. Po prawej stronie regał z pracami przeróżnych artystek z Polski, na sścianie z lewej strony wiszą drobne, przykuwające uwagę swoją delikatnością ilustracje Reni Loj. Nad biurkiem pochyla się uśmiechnięta, niespełna 40-letnia blondynka i rysuje dziewczynkę, która zasnęła w pniu drzewa. IIustracje Reni są oniryczne, oszczędne w barwach, z jednym dominującym kolorystycznie detalem. Zazwyczaj to powidoki dzieciństwa w bajkowej narracji. Renia wychowała się na wsi pod Łodzią. Cały dom stał na ramionach jej mamy. Dziewczynka spędzała więc dużo czasu u babci i prababci. Ta ostatnia opowiadała jej przeróżne historie, często głęboko zakorzenione w ludowych wierzeniach. Babcia wspierała Renię w marzeniu, by pójść do liceum plastycznego.
Do Krakowa Renia przyjechała 15 lat temu na studia, wybrała historię sztuki. Różne koleje losu sprawiły, że ich nie skończyła. Żeby utrzymać się w obcym mieście, była kelnerką, barmanką, oprawiała obrazy, w końcu została sekretarką. Malowała głównie do szuflady. Kiedy 8 lat temu urodziła synka, zaczęła więcej rysować. Siadywała przy kuchennym stole z pisakami i kartkami. Rysowała trochę dla chłopca na przykład historię oswajającą postać wilka, który w wydaniu Reni liczy owce i zasypia – ale w sumie to bardziej tworzyła dla siebie.
Gdy zaczęło brakować szuflad, w końcu spojrzała na swoją twórczość w inny sposób. Przełomem były targi sztuki na udział w nich namówił ją mąż. Później w weekendy często wystawiała swoje rysunki na krakowskim Placu Nowym, na kiermaszach rękodzieła. I zrozumiała, że chce mieć własne miejsce, żeby nie musieć składać swoich przyborów do pudełka na parapecie za każdym razem, kiedy je obiad z rodziną. Na lokal przy ul. Józefa trafiła przypadkiem, jakby na nią czekał. Dziś siedzi uśmiechnięta – od poniedziałku do soboty za biurkiem w pracowni. To jej pierwsze w życiu własne biurko. Teraz rysuje jeszcze więcej.