werandcountry.pl weranda.pl
Reklama - Kontynuuj czytanie poniżej
  • W podróży

Warmińsko-Mazurski Bon Turystyczny 2025: jak skorzystać i dlaczego warto jesienią na Mazury

autor: Agnieszka Kaszuba

Warmińsko-Mazurski Bon Turystyczny startuje 27 września i działa do 15 grudnia 2025 r. To regionalna dopłata 200–500 zł do noclegu dla pełnoletnich turystów, pod warunkiem rezerwacji co najmniej dwóch nocy w obiekcie, który przystąpił do programu. Bon rozlicza się elektronicznym kodem przy płatności za pobyt — bez papierologii. W praktyce to realnie niższy rachunek i dobry pretekst, by pojechać jesienią nad wodę: od Śniardw i Mamr po Niegocin, kiedy jeziora łapią miękkie światło, a na pomostach słychać tylko skrzypienie desek.

Warmińsko-Mazurski Bon Turystyczny został pomyślany tak, by zachęcić do podróży poza szczytem sezonu. Obejmuje jesień i początek zimy, kiedy infrastruktura wciąż działa, a region oddycha innym rytmem. Rezerwujesz pobyt w obiekcie, który zgłosił udział, generujesz elektroniczny kod i rozliczasz nim część kosztów. Nie ma tu skomplikowanej papierologii, liczy się przygotowanie i szybkie działanie na starcie naboru.

Jezioro Mamry

Mazurskie jeziora nawet po sezonie są pełne magii i uroku. 

Jak zdobyć bon na noclegi na Mazurach?

Warmińsko-Mazurskiego Bonu Turystycznego skorzysta każda osoba pełnoletnia mieszkająca w Polsce. Warunek jest prosty: minimum dwie doby w terminie od 27 września do 15 grudnia 2025 r. w obiekcie, który zgłosił udział w programie. Bon wykorzystujesz raz, do jednej usługi noclegu w tym właśnie obiekcie, a o przyznaniu decyduje kolejność poprawnych zgłoszeń — kto szybciej i poprawnie złoży wniosek, ten ma pierwszeństwo.

Dopłata zależy od standardu miejsca, w którym śpisz, i wynosi od 200 do 500 zł na osobę. Najwyższa stawka, 500 zł, dotyczy hoteli trzy-, cztero- i pięciogwiazdkowych. Środkowy poziom, zwykle 300 zł, obejmuje mniejsze hotele 1–2-gwiazdkowe, pensjonaty, apartamenty, wille i obiekty historyczne. Najniższa dopłata, 200 zł, przewidziana jest dla agroturystyk, kempingów, pól biwakowych, hosteli, schronisk i pokoi gościnnych. W praktyce oznacza to, że rezerwując na przykład weekend w hotelu trzygwiazdkowym, realnie odejmujesz od rachunku 500 zł na osobę, a przy kameralnej agroturystyce — 200 zł. Liczy się kwota na osobę, nie „na pokój”, więc para dorosłych gości, jeśli oboje mają przyznane bony, obniża wspólny rachunek podwójnie.

Proces jest nieskomplikowany. Najpierw wybierasz obiekt z listy partnerów i rezerwujesz termin mieszczący się w jesiennym oknie. Potem generujesz elektroniczny kod (QR) i pokazujesz go przy rozliczeniu noclegu zgodnie z instrukcją recepcji. Bon pomniejsza koszt noclegu — nie finansuje dojazdu, atrakcji ani prywatnych usług dodatkowych; jeśli śniadanie jest częścią pakietu noclegowego na fakturze, rozliczysz całość zgodnie z zasadami obiektu. Najlepiej mieć przygotowane dane do wniosku i konkretny termin jeszcze przed startem naboru, bo zainteresowanie w pierwszych godzinach bywa największe.

Warto pamiętać o kilku praktycznych drobiazgach, które oszczędzają nerwy. Pobyt musi zakończyć się nie później niż 15 grudnia, bo właśnie wtedy domyka się okno programu. Bon jest jednorazowy, więc nie rozkładasz go „na raty” po różnych miejscach. Jeśli obiekt prowadzi własne promocje jesienne, to on decyduje, czy pozwala je łączyć z bonem — w wielu przypadkach jest to możliwe, ale to hotel/pen­sjo­nat stawia kropkę nad i. I jeszcze jedno: jeśli planujesz wyjazd w dwie osoby dorosłe, każde z Was składa swój wniosek — to najprostsza droga do realnie niższego, wspólnego rachunku.

Sukces Podlaskiego Bonu Turystycznego 

Województwo podlaskie było pierwsze i to właśnie tam okazało się, jak silny jest popyt na prosty, regionalny dopłatomat do noclegów. W pierwszej turze pula rozeszła się w kilka godzin – w systemie wygenerowano nieco ponad tysiąc bonów i trzeba było zamknąć nabór szybciej, niż planowano. Druga tura była jeszcze bardziej dynamiczna: kodów poszło ponad cztery tysiące, a cały budżet „wyparował” w dwie i pół minuty, przy ruchu tak dużym, że operatorzy mówili wprost o przeciążeniach serwerów. Trzecia tura, która startuje 1 września, została uproszczona do jednej, płaskiej kwoty 300 zł i ograniczonego okna publikacji formularza między południem a 13:00 – to lekcja wyniesiona z dwóch poprzednich edycji, kiedy różnicowanie stawek i dłuższe „okno naboru” powodowały tłok w jednym momencie. Dzięki temu program przestał przypominać konkurs szybkości, a bardziej cykliczną procedurę: wiesz kiedy wejść, co przygotować i jak rozliczyć kod na miejscu.

Na dziś realnie działają dwie inicjatywy: podlaska (z wiosenną i letnią turą oraz jesienną, uproszczoną do stałych 300 zł) i warmińsko-mazurska. Inne samorządy przyglądają się efektom i deklarują zainteresowanie pilotażami, ale na poziomie konkretów – terminów, stawek, budżetów i list obiektów – nie ma jeszcze oficjalnych ogłoszeń porównywalnych z Podlaskiem i Warmią-Mazurami. Najbardziej prawdopodobny scenariusz to testy po sezonie zimowym, jeśli obecne programy potwierdzą skuteczność w jesiennym „wydłużaniu sezonu”.

Giżycko kanał

Jesień to idealny moment, aby zwiedzać Mazury i poznawać ich tajemnice bez tłumów. 

Co zobaczyć na Mazurach jesienią?

Kiedy ucicha letni gwar, Kraina Wielkich Jezior wraca do swojego naturalnego tempa. Śniardwy o świcie mętnieją mlekiem i odsłaniają długie, puste brzegi, Mamry potrafią zastygnąć taflą gładką jak szkło, a Niegocin wieczorem odbija pasma świateł z giżyckiej promenady. W Giżycku warto zajrzeć do Twierdzy Boyen i przejść przez ceglane korytarze, które jesienią pachną chłodnym mchem, a potem stanąć przy moście obrotowym i zaczekać, aż strażnik rozsunie go dla ostatnich w tym roku jednostek. Kilka ulic dalej dawna wieża ciśnień kusi punktem widokowym – z góry widać, jak jeziora i las oplatają miasto jak zielono-błękitna pajęczyna.

Mikołajki w jesiennym świetle są spokojniejsze; zamiast tłumu jachtów zostają pojedyncze łódki, a wzdłuż kanału da się iść niespiesznie z kubkiem kawy. Z miasteczka jest rzut beretem do Rezerwatu Jeziora Łuknajno, gdzie na rozlewiskach trzymają się łabędzie i przelotne stada gęsi – o tej porze dnia dźwięk skrzydeł niesie się dalej, bo wokół panuje cisza. Na południe od Mikołajek zaczyna się świat Krutyni: nurt prowadzi wąskimi, malowniczymi gardzielami, pod gałęziami tworzącymi zielone tunele. Jesienią woda jest klarowniejsza niż w lipcu, a kamienie na dnie rysują mapę szlaku dokładniej niż jakakolwiek aplikacja. Po spływie można podjechać do Leśniczówki Pranie, gdzie muzeum Gałczyńskiego pachnie starym drewnem i papierem, albo skręcić do Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie, który poza sezonem bywa zaskakująco kameralny.

Węgorzewo i północne krańce Mamr to dobry adres na dzień „historyczno-przyrodniczy”. W Mamerkach rozrzucone w lesie żelbetowe schrony przenoszą o kilkadziesiąt lat wstecz, a chwilę dalej w Sztynorcie po parku dawnej siedziby Lehndorffów snują się koty i wiatr, który porusza liście starych dębów – marina usypia, ale klimat jeziornej wsi zostaje. Jeśli starczy czasu, warto podjechać do Świętej Lipki i usiąść w ławce barokowego sanktuarium podczas krótkiego koncertu organowego; z drogi między Kętrzynem a Mrągowem widać, jak wzgórza Warmii i Mazur układają miękką linię horyzontu.

Mrągowo jesienią najlepiej oglądać z Góry Czterech Wiatrów – stok, który zimą służy narciarzom, teraz jest punktem widokowym na jezioro Czos. Z tej perspektywy łatwo zaplanować popołudniową pętlę rowerową skrajem lasu i nadbrzeżnymi drogami. Na rower dobrze sprawdza się też „zielony kręgosłup” regionu, fragmenty Green Velo w okolicach Pasymia czy Reszla, gdzie ruch samochodowy wyraźnie maleje, a jesienne światło robi robotę. Po drodze warto zatrzymać się na śluzach – Guzianka pod Rucianem i Karwik za Piszem pokazują, jak od dekad wodniacy radzą sobie z różnicą poziomów między jeziorami.

Na zachód od Wielkich Jezior jesień ma inny wymiar – wodny. Kanał Elbląski działa już bez letniego pośpiechu, a pochylnie pod Buczyńcem i Kąty wznoszą łodzie po trawie jak wielkie, XIX-wieczne windy. Dla wielu to jedna z tych atrakcji, po których długo opowiada się znajomym, bo nigdzie indziej w Europie tak się nie pływa. Kto woli kolej niż wodę, może zamknąć dzień w Ełku, gdzie wąskotorówka kończy sezon wolniej, a jezioro pod stacją wyciąga na wieczorny spacer.

Wschodnia część województwa prowadzi pod Gołdap i Puszczę Romincką. Mosty w Stańczykach w jesiennych kolorach wyglądają jak scenografia filmu – dwie potężne arkady na tle złotych buków i czerwonych klonów. To dobre miejsce, żeby posłuchać, jak las mówi własnym głosem: w dolinie słychać potok, wyżej skrzypią pnie, a nad głową czasem przelatuje samotny żuraw. W drodze powrotnej można zahaczyć o tężnie w Gołdapi albo o mniejsze, ciche jeziora, które nie mają głośnych nazw, a oferują pusty pomost i ławkę z widokiem.

Kto szuka mocnych historii, zjedzie pod Kętrzyn. Wilczy Szaniec w Gierłoży jesienią jest bardziej surowy niż latem; zarośnięte mchem ściany bunkrów i para z ust przy pierwszych chłodach działają na wyobraźnię mocniej niż folder. To dobra kontrapunkt dla dziennej wycieczki – po takim spacerze kolacja smakuje jeszcze lepiej. W mniejszych miastach opowieść domykają lokalne muzea: Ziemi Piskiej w Piszu, Kajki w Ogródku, rybackie izby pamięci przy przystaniach. To miejsca, gdzie zamiast plansz z wielkimi hasłami są detale – sieci, zdjęcia, zapiski – które cicho dopowiadają, jak się tu żyło poza sezonem.

Wieczory są po to, by zwolnić. Sauny w hotelach nad Tałtami czy Bełdanami rozgrzewają zmarznięte ręce, restauracje podają sielawę, sandacza albo lina w śmietanie, a do tego farszynki, dzyndzałki warmińskie albo proste pieczywo z masłem i miodem od sąsiada. Gospodarze mają czas porozmawiać, doradzić poranną trasę i powiedzieć, gdzie jeszcze tego dnia warto podjechać. Jesień na Mazurach to nie „mniejsza wersja lata”, tylko zupełnie inna narracja – z ciszą na kanałach, z długim cieniem drzew na pomoście i z jeziorami, które w łagodnym świetle wyglądają jak nowe.