- W podróży
- Polska
Weekend w dzieckiem. Jakie atrakcje czekają na was w Bieszczadach?
Jeśli macie małe dzieci i marzą Wam się góry, ale w deszczowe dni nie chcecie skończyć spacerując wzdłuż deptaku w Polańczyku czy w hotelowym basenie – zobaczcie, jakie atrakcje oferują Bieszczady.
Pełen przygód weekend z dziećmi:
1/5 Pociągiem aż do granicy
Bieszczadzką Kolejkę wybudowano pod koniec XIX wieku po to, by za jej pomocą wywozić drewno z tutejszych imponujących lasów. Łatwiej było pociągnąć przez głuszę tory, niż rokrocznie zmagać się z wymywanymi drogami, dodatkowo rozjeżdżanymi przez ciężki sprzęt. Ich imponujących rozmiarów sieć oplatała okolicę. Z czasem zmieniły się techniki, a leśny sprzęt zaczął radzić sobie nawet w trudnym terenie Bieszczadów. Kolejka stała się bezużyteczna i w 1994 roku ostatecznie ją zamknięto. Słowacy, którzy po swojej stronie granicy również korzystali z tego środka transportu, tory rozebrali. Polscy leśnicy wręcz przeciwnie – nie dość, że je zostawili, to jeszcze uczynili z nich atrakcję turystyczną regionu.
Dziś kursuje na dwóch trasach – z Majdanu pod Cisną do Balnicy (a więc pod samą granicę ze Słowacją) oraz do Przysłupia. Biorąc pod uwagę jej rosnącą w szybkim tempie popularność (w 2017 roku przewiozła 112 tys. pasażerów, w tym do końca lipca ponad 60 tys.), warto zawczasu kupić bilety przez internet. Dzieci będą zachwycone, mimo 15km/h, z jakimi porusza się kolejka, pendolino nie ma szans.


2/5 Podglądanie żubrów
Żeby zobaczyć żyjące półwolno żubry z bieszczadzkiego stada, trzeba zjechać aż za Lutowiska, do Stuposian, a potem skręcić do „worka”, najbardziej dzikiej części pasma w granicach Polski. Jeszcze w czasach PRL tereny te były poletkiem polującej wierchuszki partyjnej, a ci turyści, którzy ryzykowali i decydowali się na nielegalny marsz w stronę źródeł Sanu, opowiadali o absolutnym bezludziu.
Dziś też nie wszędzie da się wejść, bo worek leży w granicach parku narodowego, co oznacza, że trzeba trzymać się szlaków turystycznych (a konkretniej jednego, który na wędrówkę z dziećmi jest raczej zbyt długi). Na szczęście żubry zobaczyć może każdy, najlepiej z lornetką, bo ich zagroda jest całkiem pokaźnych rozmiarów, a one same raczej mało ruchliwe. Zwierzęta stopniowo wypuszczane są na wolność, więc jeśli komuś dopisze szczęście, ma szanse zobaczyć je również poza zagrodą. Niektóre z nich tak przyzwyczaiły się do życia za płotem, że nawet po uwolnieniu lubią odwiedzać swoich dawnych towarzyszy. Nie zapominajmy jednak, by traktować je jak dzikie zwierzęta, zachować pełną ostrożność i rozsądek w oswajaniu dzieci z przyrodą.

3/5 Spacer po historii z wypchanymi zwierzętami
Atrakcji w Bieszczadach jest wiele nawet brzmiących tak strasznie jak oglądane wypchanych zwierząt, ale trzeba przyznać, że eksponaty prezentowane w Muzeum Przyrodniczym Bieszczadzkiego Parku Narodowego w Ustrzykach Dolnych potrafią zrobić wrażenie nawet na dorosłych. A dzieciaki, zwłaszcza te, które już zaliczyły „Epokę lodowcową” czy książki i programy przyrodnicze, a wcześniej stanęły niemal oko w oko z żubrem – powinny wycieczkę docenić. Już na dzień dobry zwiedzających wita wielki biały odlew gipsowy nosorożca włochatego, znalezionego na Podkarpaciu w miejscowości Starunia. Róg leży obok. Potem jest tylko lepiej: rysie, wilki, dziki, żubry naturalnej wielkości czekają w kolejnych salach, a punktem kulminacyjnym jest dwumetrowej wielkości niedźwiedź brunatny, wystawiony w 1966 roku podczas polowania ówczesnemu premierowi Piotrowi Jaroszewiczowi. Laicy polskiej flory i fauny będą mogli wreszcie odróżnić kozła sarny od jelenia, a kota od żbika.
Oko dzieci cieszyć też mogą liczne gatunki ptactwa (jest i myszołów, orlik krzykliwy i jastrząb oraz kilka sów – wszystkie naturalnych rozmiarów), bogactwo bieszczadzkich owadów, gadów i płazów. No i flora – wędrujemy poprzez bieszczadzkie łąki, pastwiska i torfowiska. Dowiadujemy się, że starodrzewia bukowe są ostoją dla licznych owadów i drobnych zwierząt. Nie zapominajmy też o szeroko zaprezentowanych w muzeum ciekawostkach geologicznych. Może przekroje gleby są mniej imponujące ale już oglądanie różnego rodzaju skał i kamieni, które znaleźć można w bieszczadzkiej ziemi naprawdę robi wrażenie.
Na koniec – sam budynek muzeum wart jest rzucenia okiem – ma ciekawą bryłę, a plany jego otarcie datuje się już na lata 60. XX wieku. W końcu otwarto je w 1986 roku, a pięć lat potem przejął je Bieszczadzki Park Narodowy.



Atrakcje (nie tylko) dla dzieci
4/5 Loty szybowcem z widokiem na Bieszczady
Mało kto wie, że Bieszczady, a raczej graniczące z nimi od północy Góry Słonne stały się w XX-leciu międzywojennym centrum polskiego szybownictwa. Niepozorna Bezmiechowa w okolicach Leska wywołuje dreszcze na plecach każdego, komu serce bije do lotnictwa. Wyczyny ówczesnych szybowników imponują również dziś (bo nie da się wzruszyć ramionami na wieść o szybowcowym locie z Bezmiechowej do... Wilna!). Na górze, z której rozpościera się obezwładniający widok na całą okolicę, wciąż można oglądać szybowce. W Weremieniu kilkanaście kilometrów dalej na południe, chętni mogą sami polatać!
Pilot Piotr Bobula, który w Bieszczady przyjechał z Podhala, lata tam dwuosobową maszyną SZD-9 Bocian, oferując loty widokowe na 300 i 1000 metrów. Ale nawet jeśli nie czujemy potrzeby odrywania się od ziemi, wizyta na którymkolwiek z szybowisk będzie dla naszych pociech atrakcją większą niż obserwowanie odrzutowców na normalnym lotnisku. A i my uniesiemy brwi z wrażenia, gdy uświadomimy sobie, że oto na naszych oczach Ikar spełnia odwieczny sen ludzkości od lataniu (bez wspomagania się silnikiem i tonami spalin).


5/5 Plaże nad Soliną
Bieszczady to nie mazury, a głównym hydrologicznym powodem do dumy regionu jest Jezioro Solińskie - sztuczny zbiornik powstały wskutek budowy w 1968 roku najwyższej zapory w Polsce – mierzy ponad 81 metrów wysokości i można po niej pospacerować – jej długość wynosi 664 metry.
Zapora w Solinie – wieś Solina została zalana i znajduje się dziś na dnie jeziora – to jedna z atrakcji turystycznych regionu. Sama zapora jest imponująca, ale jej otoczenie – niskiej jakości stragany z tzw. pamiątkami i plastikowymi zabawkami z Chin, które wręcz zaporę oblepiają - nie pozostawiają dobrego wrażenia. Za to przy przystani przy zaporze znajduje się Port Solina, skąd można zwiedzić jezioro, wybierając się w rejs statkiem. Wzdłuż solińskiego wybrzeża wodują też łódki, żaglówki i rowery wodne, a keje usiane są dość gęsto, zwłaszcza od strony słynnego Polańczyka.
Ale nad jezioro Solińskie w piękny dzień zawsze warto się wybrać. Nie oczekujmy jednak piaszczystych wydmowych plaż. Choć Port Solina obiecuje dużo piasku, to najczęściej plaże wzdłuż Solińskiego są albo zielone (czytaj trawa i muliste zejście do jeziora) lub kamieniste, żwirkowe. Wasze dzieci nie zbudują zamków z czystego piasku, ale wykąpią się w nieprzezroczystym jeziorze (są strefy wydzielone pilnowane przez ratowników) i pobawią w mule lub w błocie, zależnie od pogody. Zabawa gwarantowana. Przy punktach plażowych dostępna jest też infrastruktura – oprócz wspomnianych wypożyczalni rowerów wodnych czy łódek są też budki z lodami i goframi, trafi się nawet muzyka dobiegająca z okolicznych barów, przypominająca szanty. Bieszczady mają i to! Ale słoneczne popołudnie nad jeziorem na pewno ukoi nerwy stargane wspinaczką z dziećmi na Bukowe Berdo czy Tarnicę.


